Dążenie do przyjemności – przedmioty pocieszające, wynagradzające, odstresowujące w życiu dziecka

Szczęśliwy chłopiec
Przywilejem jednak nie może być miłość, uwaga, czułość rodziców, przytulenie dziecka – one muszą być naturalne (fot. Alexey Klementiev)

Zanim rozpocznę analizę i próbę wytłumaczenia tytułowego problemu, przedstawię kilka przykładów z własnej praktyki psychologicznej, aby zobrazować zakres problemów, o których będzie mowa w tym artykule. Są to przypadki różnych dzieci, tych zdrowych somatycznie i tych z rozpoznaną mukowiscydozą.

Trzyletni chłopiec, oceniany przez rodziców jako nieposłuszny, niegrzeczny, zbuntowany, krzyczący, z epizodami uderzania rodziców. Szczególnie dyskomfortowe dla rodziców jest jego zachowanie w sklepie, gdy rodzic nie chce mu czegoś kupić – kładzenie się na podłodze i wierzganie z jednoczesnym krzykiem, co powoduje zwrócenie uwagi innych ludzi i odczucie wstydu. W swoim pokoju chłopiec nie ma już miejsca na magazynowanie coraz nowszych zabawek, jednakże praktycznie się nimi nie bawi.

Jedenastoletni chłopiec boi się sprawdzianu w szkole, rano skarży się na ból brzucha i nudności. Matka reaguje na to zatrzymywaniem dziecka w domu. Tego typu bodziec somatyczny dziecka i reakcja rodzica zaczynają się coraz częściej powtarzać. Chłopiec nie ma problemów gastrologicznych, lekarze nie widzą przyczyny medycznej. Warto w tym miejscu przeanalizować to, jak wygląda dzień tego chłopca, gdy nie jest w szkole, ale w domu. Chłopiec ma w tym samym czasie dostęp do konsoli gier, wychodzi z mamą na spacer, na zakupy, bawi się, ogląda telewizję. Jak można zauważyć, charakter wykonywanych czynności różni się diametralnie od tego, co by robił w szkole. Dostęp do takich czynności jest wzmocnieniem dla unikania szkoły.

Kolejny przykład to dwunastoletnia dziewczynka, której matka twierdzi, że córka nie potrafi panować nad emocjami – gdy jej coś nie wyjdzie, to potrafi się uderzać, krzyczeć, a  w sklepie, gdy „od pewnego czasu” matka nie chce jej kupić jakiegoś przedmiotu, dziewczynka „robi sceny”. Dziewczynce bardzo zależy na tym, aby być najlepszą, dzięki czemu zostanie nagrodzona przez rodziców, np. poprzez wyjazd na zakupy do galerii handlowej. Dziewczynka bardzo interesuje się modą i stylizacją. W trakcie wywiadu wynika, że od wielu lat prowadzona była polityka nagród rzeczowych – kupowania lub dawania różnych przedmiotów, aby dziecko się uspokoiło, przy jednoczesnym unikaniu rozmowy i uspokajania dziecka przez rodziców.

Jednym z najbardziej dramatycznych przypadków był jednak czternastoletni chłopiec, który zagroził popełnieniem samobójstwa swojej matce, gdy ona odłączyła mu Internet. Jak twierdziła, była już zmęczona psychicznie nieposłuszeństwem syna i jego ciągłym (trwającym 5–7 godzin dziennie) graniem na komputerze w gry typu online. Mama samotnie wychowuje syna, pracuje na dwie zmiany, często zdarza się, że chłopiec zostaje sam w domu i musi się sam sobą zająć.

Powyższych przykładów można mnożyć wiele. Praktycznie każdy psycholog mający do czynienia z dziećmi może podać swoje i niewątpliwie niejeden rodzic z takim problemem się zmagał lub nadal ma z tym do czynienia. Te wyżej opisane krótkie historie to nic innego, jak efekty pewnego stylu relacji wewnątrzrodzinnej.

Perspektywa rozwojowa

Często konsultowane psychologicznie przypadki tak zwanych „dzieci problemowych” po przeprowadzeniu głębszego wywiadu rodzinnego mają kilka wspólnych mianowników. Po pierwsze – rodzice opisują siebie jako mało konsekwentnych, niecierpliwych lub zauważyli brak konsekwencji u osób współwychowujących (np. dziadkowie), po drugie – często dziecko wychowuje się w rodzinie, w której nieobecny jest jeden z rodziców (np. ojciec, z racji pracy zawodowej, jest w domu tylko w weekendy). Kolejnym problemem jest nadużywanie zakupów lub nagród pieniężnych dla dziecka w celu wynagrodzenia nieobecności czy emocjonalnego zmęczenia rodziców, lub nagradzania dziecka za dobre oceny i działania społecznie akceptowane. U  dzieci młodszych rozpoczyna się to często od nadmiernego stymulowania dziecka znaczną ilością różnego rodzaju zabawek, kupowanych przez wielu członków rodziny. W tym przypadku dziecko nie tyle ma nadmiar zabawek, ale zabawa – z racji przesytu – jest chwilowa. Dziecko dąży wtedy do coraz nowszych przedmiotów.

Od niemowlęctwa dzieci przyzwyczajają się do przedmiotów, które nie mają funkcji tylko i wyłącznie zabawki, ale też uspokajaczy – to tak zwane przedmioty „zastępcze”, mające na czas nieobecności opiekuna pomóc w radzeniu sobie z lękiem. Dlatego zużyta zabawka, lalka bez oka, sprany kotek czy pióro ptaka albo jakiś kamyk mają wielkie znaczenie dla dziecka i nie należy się ich pozbywać ani zamieniać na nowe. Nawet już gdy jesteśmy dorośli, przedmiot zastępczy też jest z nami w wielu trudnych sytuacjach – słonik „na szczęście” w trakcie egzaminu, koralik, pierścionek, medalion, zdjęcia bliskich w portfelu. Dlatego kurczowe trzymanie ukochanego misia przez dziecko przy pobraniu jemu krwi może mieć funkcje pocieszacza i jest dla niego dobre. Problem zaczyna się w momencie nieokreślonej liczby przedmiotów, potrzeby posiadania coraz większej ilości zabawek, braku umiejętności samouspokojenia czy nieudanych prób uspokojenia dziecka przez opiekunów.

Rozwój psychiczny dziecka polega na przechodzeniu z jednego kryzysu do drugiego (więcej o kryzysach zob. Czy moje dziecko potrzebuje psychologa?, „Mukowiscydoza” nr 45). Kryzysy rozwojowe są potrzebne, aby mogły rozwijać się z nich kolejne elementy psychiczne, takie jak relacje z innymi, zaufanie, samouspokajanie, wartości, moralność czy tożsamość. Przykładem jest kryzys mowy, gdzie niemowlę gaworzy, ale środowisko (opiekunowie) zaczyna oczekiwać od niego nazywania i przestaje je rozumieć. Kryzys autonomii, w późniejszym okresie życia dziecka (nazywany umownie kryzysem 2–3 latka), to moment, gdy dziecko testuje niezależność, a słowo „nie” ma dla niego funkcję rozwojową, bo chce dominować i manifestować własną wolę (Wojciechowska, 2015). Bezrefleksyjne dążenie do upragnionych przedmiotów jest charakterystyczne w tak zwanym wieku „przedszkolnym” – okresie przejściowym pomiędzy rodziną a  nowym, zewnętrznym środowiskiem – kiedy kryzysem jest stawanie się jednostką uspołecznioną.

Im starsze dzieci, tym bardziej stają się aktywne, ekspansywne, ciekawe świata i wszystkiego, co ten świat ma do zaoferowania, i tych dobrych, i tych złych rzeczy, wtedy też zaczynają dążyć do przyjemności. Takim szczególnym okresem jest wiek przedszkolny, a  celem rozwoju jest zwiększenie przez dziecko kontroli nad własnymi działaniami. Dążenie do przyjemności jest pozbawione hamowania, jest dążeniem po najkrótszej linii oporu (Smykowski, 2015b). Struktury umysłowe dziecka nie są jeszcze na tyle rozwinięte, aby przepracowały wszystkie za i przeciw, niebezpieczeństwa i problemy z tym związane. W skrajnym przypadku dziecko widząc po drugiej stronie ulicy zabawki, przebiegnie ją, wpadając wprost pod samochód. Znane wszystkim z autopsji czy opowieści sytuacje ze sklepów, gdzie dziecko zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zdobyć upragniony przedmiot, to także dążenie bezrefleksyjne. Takim samym dążeniem jest silna potrzeba słodyczy. Rodzic, który albo boi się reakcji innych albo ma już dość wrzasku dziecka, jest przemęczony albo jest przekonany o potrzebie wynagrodzenia, w pewnym momencie pozwala dziecku na ten przedmiot. I  ta reakcja rodzica jest wzmocnieniem dążenia po najkrótszej linii oporu, pokazuje dziecku, że krzyk daje pożądany efekt, że kolejny raz też się uda, że środowisko jest podatne i nie trzeba nic więcej robić, tylko chcieć. Powtórzone wiele razy zaczyna być nawykiem zachowania i emocji. To dążenie do przyjemności nie charakteryzuje tylko wczesnego dzieciństwa, ale istnieje w nas przez całe życie. Problem polega jednak na tym, czy nauczyliśmy się to hamować, być cierpliwymi, doczekać, wykorzystać umiejętności i wiedzę w dążeniu do tej lub innej przyjemności.

Nieograniczony dostęp do przedmiotów blokuje proces uspołeczniania działań dziecka (Smykowski, 2015b, s. 210), mamiąc je obrazem świata magicznego, gdzie wystarczy powiedzieć „chcę” i już to mam, obrazem świata, w którym nie trzeba się męczyć, pracować, czekać, być w bezkonfliktowej relacji z innymi ludźmi. Jeżeli jednak rodzic utrudni dziecku te dążenie „od pragnienia do przedmiotu”, to będzie musiało ono poszukać innej, bezkonfliktowej drogi. Może być to sytuacja bogata rozwojowo, gdy ta inna droga dziecka od pragnienia do przedmiotu będzie wymagać opanowania jakiejś nowej umiejętności czy wiedzy. Jeżeli rodzic zacznie dziecku utrudniać jego dążenie, poprzez wprowadzanie pewnych warunków do spełnienia, to stworzy linię największego oporu i rozpocznie to wstęp do reguł społecznych, w których pewna wiedza i umiejętności są potrzebne do uzyskania przyjemności. Dodatkowo wprowadzi to naukę samouspokajania dziecka. „Dorosły dla dziecka w wieku przedszkolnym musi stać się źródłem frustracji, ograniczeń, nakazów i zakazów” (s. 212) pod warunkiem, że jest przez dziecko kochany. Jest to dla wielu rodziców trudny etap, szczególnie w warunkach braku czasu na emocje w domu czy nieobecności rodziców. Rodzic wtedy staje się wrogiem i rywalem dziecka, i jest to proces nieunikniony.

Warto w tym miejscu uspokoić czytelnika – dziecko szybko w tym wieku zapomina (Smykowski, 2015a), co jest z jednej strony dobre, bo nie zapamięta i nie zgeneralizuje rodzica jako wroga, a  z drugiej strony trudne, gdyż tłumaczy częste powiedzenie: „Ile razy mam ci powtarzać?”.

Radzenie sobie ze stresem

Podobnie wygląda sytuacja, gdy chodzi korzystanie z elektroniki – w rozumieniu gier komputerowych. Granie to skomplikowany proces neuropsychologiczny, włączający proces uczenia się, skupiania uwagi, wydzielania hormonów szczęścia w mózgu. Może z czasem prowadzić do zaburzeń zachowania, tak zwanego uzależnienia behawioralnego. A  jeżeli dojdzie do tego momentu, to praca z taką osobą jest niezwykle trudna, gdyż mózg potrzebuje grania, a rzeczywistość nie jest w stanie zapewnić takiej dawki szczęścia. Granie wyzwala w mózgu substancje wpływające na układ nagrody i kary umiejscowiony w układzie limbicznym w mózgu. Te same substancje aktywizowane są także przez zaspokajanie popędów, narkotyki i inne używki. Jeżeli proces gry włączy przyjemność, stanie się pożądanym przez dziecko procesem (tak jak zabawa lub jedzenie słodyczy) – dziecko bezrefleksyjnie zacznie sięgać po tablet lub laptop.

Nie jest to problem dziecka, ono nie jest tutaj niczemu winne, ono ma tak zorganizowane środowisko, że dostęp do przyjemności jest niczym nieograniczony. Dla przykładu, w kolejce do poradni w szpitalu rodzic, aby umilić sobie i dziecku czas, daje mu swój telefon lub tablet. Dziecko odłącza się od świata rzeczywistego, jest ciche, spokojne, więc rodzic jest zadowolony. Bez elektronicznych gadżetów musiałby te dwie godziny przepracować aktywnie z dzieckiem, szczególnie gdy jest w okresie tak zwanego „wieku koziołka” – czyli wieku przedszkolaka. Dziecko zaczyna się uczyć, że czekać znaczy grać, a nie czytać czy rozmawiać. Powtórzona wiele razy czynność wchodzi w nawyk, reakcja rodzica staje się wzmocnieniem zachowania dziecka.

Efekty mogą być jednak dużo gorsze, gdy elektronika przejmuje funkcję redukcji stresu. Dziecko po zabiegu dostaje od rodzica tablet w celu redukcji smutku czy lęku, co wzmacnia tendencję ucieczkową i nie pozwala dziecku na naukę bardziej dorosłych metod radzenia sobie z trudnymi emocjami. Elektronika zaczyna zastępować rozmowę z rodzicem o trudnych emocjach. Proces grania, jak wcześniej o tym wspomniałem, uaktywnia ośrodek nagrody w mózgu, a  ryzyko uzależnienia behawioralnego rośnie.

Nie tylko zajmowanie czasu czy redukcja stresu jest zaczynem problemu, ale jest nim też lęk rodzica o swoją pociechę. Z  jednej strony rodzic ma pretensje do swojego dziecka o to, że ciągle korzysta ze smartfona, ale z drugiej strony dziecko – np. na turnusie rehabilitacyjnym – musi mieć ciągle włączony telefon, bo jest pod ścisłą kontrolą rodzica. Ten lęk staje się problemem całej rodziny, przeradza się w nadmierną kontrolę ze strony rodzica i zwiększa problemy dziecka w dążeniu do dorosłej niezależności i samodzielności. Rodzic nie może sobie poradzić z natrętnymi myślami o tym, co się dzieje u dziecka – nie potrafi się uspokoić, zaczyna dzwonić do swojej pociechy. Dziecko zaczyna bać się o reakcje rodzica, jeżeli nie odbierze telefonu. I tym sposobem wzmacnia się lękowa pętla.

Innym sposobem negatywnych wzmocnień, które wydają się mieć funkcję redukcji stresu, ale w perspektywie długofalowej są wręcz druzgocące dla organizmu, są wszelkiego rodzaju przekąski, produkty słodzone i „śmieciowe” jedzenie. Cukier narkotyzuje, i nie trzeba raczej tego nikomu udowadniać, wie o tym każdy starający się zmniejszyć nadwagę. Cukier jest zabójczy dla dzieci, nie tylko ich zębów, ale dysreguluje układ nagrody i kary, komplikuje styl prawidłowego odżywiania i przyczynia się do zaburzeń poznawczych. Mając na uwadze chorych na mukowiscydozę, odstresowywanie słodyczami jest dla nich bardzo niebezpieczne z racji niebezpieczeństwa rozwoju cukrzycy.

Nie jest za późno na zmianę

Wspierające rozwojowo jest podejście kochającego, ale wymagającego rodzica, starającego się to podejście równoważyć i być dla dziecka autorytetem. Niestety, czasami wydaje się być za późno. Natłok codziennych obowiązków, przysłowiowy pościg za pieniędzmi, brak cierpliwości i konsekwencji już zdążyły wzmocnić nawyk dążenia dziecka – w imię zasady najkrótszej linii oporu – do przyjemności. Co więc wtedy robić?

Po pierwsze, warto zacząć być bardziej konsekwentnym wobec dziecka, ale nie agresywnym, czyli bez używania krzyku i przemocy fizycznej. Jak wcześniej to opisałem, przedszkolak nie zacznie nas nienawidzić na zawsze, jeżeli nie kupimy mu czegoś, o co krzyczy i rozpacza, i po prostu wyjdziemy ze sklepu, przerywając zakupy. Taka sytuacja nie zmieni problemu momentalnie, ale częste powtórzenie takiej reakcji rodzica zmusi dziecko do przemyślenia i wprowadzenia bardziej akceptowanego zachowania. Ważne też, aby rodzic przeanalizował swoje lęki i zmniejszył swoją nadopiekuńczość. Postawa nadopiekuńcza rodzica wzmacnia frustracje dziecka.

Wiele sytuacji kojarzących się dziecku z przyjemnością mogą przejąć rolę tak zwanych „przywilejów”. Polityka przywilejów wydaje się brzmieć bezpieczniej niż polityka nagród i kar. Wracając do przykładu chłopca, który nie chce chodzić do szkoły, granie w gry na konsoli czy zabawa podczas jego nieobecności w szkole jest niczym innym jak przywilejem. Brak takiego czy innego przywileju spowoduje nieopłacalność przebywania w domu zamiast w szkole. Przywilejem mogą być też wszelkie czynności przyjemne. Przywilejem jednak nie może być miłość, uwaga, czułość rodziców, przytulenie dziecka – one muszą być naturalne.

Kolejna ważna uwaga to rozmowa z osobami współwychowującymi i wspólne z nimi przepracowanie i omówienie zmiany stylu wychowania. Zwracam tutaj uwagę na następującą sytuację: przez pewien czas rodzice starają się być konsekwentni wobec dziecka, uczą się nawzajem prawidłowych wartości społecznych. Po tym czasie dziecko nocuje u dziadków, którzy nie są konsekwentni. Świat przedszkolaka zaczyna być znowu niezrozumiały, on sam może poczuć się oszukany, bo przecież dziadkowie zachowują się inaczej.

Zdarzają się jednak przypadki, kiedy rodzic stara się zmienić swoje zachowanie, ale brak mu z różnych przyczyn konsekwencji lub dziecko przejawia zaburzenia zachowania z objawami agresji i autoagresji. W takich momentach warto skonsultować się z psychologiem klinicznym w swoim rejonie, w celu oceny sytuacji systemu rodzinnego, ewentualnych współwystępujących zaburzeń psychicznych u dziecka i dalszej terapii.

Bibliografia

  1. Smykowski B. Wiek przedszkolny. Jak rozpoznać potencjał dziecka? [w:] Brzezińska A., Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa. Gdańsk, GWP, 2015.
  2. Smykowski B. Wiek przedszkolny. Jak rozpoznać ryzyko i jak pomagać? [w:] Brzezińska A., Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa. Gdańsk, GWP, 2015.
  3. Wojciechowska J. Wiek poniemowlęcy. Jak rozpoznać ryzyko i jak pomagać? [w:] Brzezińska A., Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa. Gdańsk, GWP, 2015.